Karmienie niemowląt z perspektywy mamy

Karmienie piersią to temat, który od lat wzbudza kontrowersje i odmieniany jest przez wszystkie przypadki. Na całym świecie młode mamy mierzą się z tym samym dylematem, jak karmić maleństwo? Zaufać sobie, czy słuchać innych? Karmić piersią czy mlekiem modyfikowanym? Czy wypada karmić zawsze i wszędzie? Do tego wszystkiego dochodzą legendy i mity na temat karmienia piersią, jak ten mój ulubiony, że aktywność fizyczna powoduje kwaśnienie mleka… no i, że dziecko samym mlekiem się nie naje, jak urodziło się duże. Od tego wszystkiego, nie dziwi, że młoda mama ma totalny chaos w głowie!

A prawda jest prosta. Nasze piersi są bardzo funkcjonalne i zostały stworzone do tego, aby wykarmić potomstwo. Wbrew obiegowej opinii, że stanowią one symbol seksapilu – ich funkcje od strony erotycznej są wtórne.

Zanim pojawiło się mleko modyfikowane, na świecie i w Polsce funkcjonował zwód mamki. Były to kobiety, które trudniły się karmieniem cudzych dzieci.  Zawód ten przestał istnieć w momencie rozwoju przemysłowego. No i pojawiło się mleko modyfikowane… Obecnie, w Polsce, choć o powrocie do zawodu mamek nie ma mowy, to coraz bardziej docenia się rolę mleka kobiecego i dość dynamicznie rozwijają się banki mleka kobiecego.

Ale koncerny światowe, produkujące mleko modyfikowane nie zaprzestają w wysiłkach i wydają miliony na odpowiednią reklamę ich produktów. Szczególnie pod koniec lat 80. Ich wysiłki skutkowały tym, że mleko zastępcze, naprawdę i na długo zastąpiło mleko kobiece w wielu domach.

To jak zmieniają się poglądy na temat mleka kobiecego i modyfikowanego przerobiłam na sobie. Pomiędzy urodzeniem jednego i drugiego syna, pomiędzy jednym a drugim karmieniem minęło dokładnie dwanaście lat.  To również ponad dekada zmian w opiece medycznej, szpitalnej, zmiana w mentalności i jakości wiedzy.

Dwanaście lat temu, kiedy urodziłam moje pierwsze dziecko byłam jeszcze bardzo młodą kobietą. Wręcz dziewczyną. Siedemnastoletnią. Mój wiek sprzyjał w postrzeganiu mnie jako niedoświadczonej, nie mającej wiedzy i nie znającej się na opiece nad dzieckiem. (Ale zdradzę Wam sekret – nie zależnie od wieku, za pierwszym razem, zawsze jest tak samo – nie ma się doświadczenia i wszystkie błędy przerabia się na sobie i dziecku – inaczej się nie da). „Skazana” byłam zatem na porady tych starszych i bardziej doświadczonych, od których wiele razy słyszałam, że mleko modyfikowane jest lepsze od kobiecego. One naprawdę wierzyły, że tak jest. Pokolenie mojej matki i babci, padło ofiarą tych legendarnych kampanii reklamowych lat 80.

Ale pomimo to, byłam od początku nastawiona na karmienie piersią. Mój syn urodził się końcem października siłami natury. Poród nie był długi, ale niestety straciłam bardzo dużo krwi i musiałam mieć transfuzję.

Początek XXI wieku w Polsce to już praktyka przykładania dziecka skóry do skóry i przystawianie maleństwa do piersi.  To fantastyczne doświadczenie. Niestety toczenie krwi mogło odbyć się dopiero na drugi dzień. Osłabiona, nie byłam wstanie karmić dziecka. Położne zabierały go na noc do siebie i tam podawały mu wodę z glukozą.

Spotkałam się wtedy też z pierwszym stereotypem. Syn był dość duży jak na moje możliwości, ponieważ ważył 3850, miał 56 cm. Od samego początku słyszałam, że nie dam  rady go wykarmić tylko swoim mlekiem i konieczne będzie podawanie butelki chociaż na noc. Ja uparcie karmiłam go jednak piersią i podawałam wodę do picia, bo takie dostałam wskazówki. Niestety po trzech tygodniach nadszedł kryzys laktacyjny i rano obudziłam się bez pokarmu. Oczywiście uległam presji otoczenia i szybko podałam dziecku mleko modyfikowane, bo co za matka chce zagłodzić dziecko?! Z powodu braku wsparcia nie podjęłam walki i próby o utrzymanie laktacji. Z perspektywy czasu, wiem, że to był błąd. Ale błędy popełniałam nie tylko ja, ale przede wszystkim otoczenie, które skutecznie „pomogło” mi karmić tak krótko.

Co spowodowało, że karmienie nam nie wszyło?

  • podawanie wody z glukozą przez co dziecko nie miało potrzeby by ssać pierś, bo nie czuło głodu;
  • niepotrzebne dawałam wodę do picia. Prawda jest taka,że dziecko karmione piersią nie potrzebuje innych napojów;
  • brak wsparcia położnej laktacyjnej w szpitalu . Miałam jedno spotkanie które trwało 2 minuty. Położna przystawiła mi syna do piersi i powiedziała, że tak mam to robić;
  • brak wsparcia otoczenia. Młode mamy w szczególności gdy zostają mamą po raz pierwszy potrzebują dużo pomocy i słów otuchy w tym trudnym czasie połogu.

Mój syn miał kilka problemów po przejściu na mleko modyfikowane m.in. zaparcia, ale rozwijał się prawidło, przybierał na wadze. Jako małe dziecko nie chorował jakoś specjalnie z wyjątkiem „jelitówek”. Teraz wyrasta na super mężczyznę.

Drugiego syna urodziłam całkiem niedawno, bo we wrześniu 2016 roku. Założenia miałam podobne jak w pierwszej ciąży. Chciałam urodzić naturalnie i karmić piersią. Poród był jeszcze szybszy od pierwszego, z podobnymi komplikacjami z krzepnięciem krwi, ale na całe szczęście udało się uniknąć transfuzji. Tym razem również miałam możliwość na kontakt z dzieckiem zaraz po urodzeniu i nakarmienie go piersią. Bogatsza o doświadczenia i naszpikowana wiedzą byłam gotowa, żeby karmić swoje maleństwo minimum rok. Nie będę ukrywać, że pierwsze dni karmienia były dla mnie dramatem! Mój głodomorek chciał jeść przez cały czas. Karmienia trwały po 3-4 godziny, a przerwy między nimi były nie dłuższe niż półtorej godziny. Marzyłam, żeby przez chwilę wziął do buzi coś innego niż moją pierś. Na szczęście położne w szpitalu były bardzo pomocne i poświęcały nam bardzo dużo uwagi pokazując jak prawidłowo przystawić malucha. W każdej chwili mogłam się do nich zgłosić, a one pokazywały inne pozycje, pomagały opatrzyć poranione sutki. Całe szczęście po pierwszym tygodniu wszystko się unormowało. Bez większych komplikacji przetrwałam nawał pokarmu i tak się szczęśliwie karmiliśmy niecałe 10. miesięcy. I z tych miesięcy jestem niezwykle dumna.

Warto wiedzieć, że karmienie piersią to wydatek energetyczny dla mamy około 600 kcal dziennie! Do pracy, czyli do prowadzenia zajęć fittnessowych, wróciłam już po jedenastu tygodniach i wychodziłam dwa, trzy razy w tygodniu na około 3 godziny. Na wieczorne wyjścia do pracy ściągałam mleko, żeby syn nie pożarł taty zanim wrócę. Syn po szóstym miesiącu bez najmniejszego problemu kosztował nowych rzeczy i zwyczajnie zaczął tracić zainteresowanie moim mlekiem. Dlatego bez wyrzutów sumienia podjęłam decyzję, że kończymy naszą przygodę z karmieniem. Niestety w przypadku młodszego syna nastąpiło dużo komplikacji po przejściu na mleko modyfikowane. Najpierw przestał przybierać na wadze, zaczął się w nocy wybudzać na picie mimo, że na piersi tego od dawna nie robił, a skończyło się na ostrych, powracających zapaleniach oskrzeli. Po przejściu na mleko dla alergików sytuacja wcale się nie poprawiała. Dopiero od kiedy całkowicie wycofaliśmy wszystkie produkty mleczne syn przestał chorować.

Teraz z perspektywy czasu znowu wypada napisać, że zrobiłabym inaczej, czyli karmiłabym jak najdłużej po czym wprowadziła dietę bezmleczną.  Ale, tak jak pisałam wcześniej. Uczymy się na własnych błędach. Niezależnie jak doświadczone jesteśmy i ile lat mamy.

Co pomogło mi utrzymać laktację?

  • częste przystawianie syna do piersi;
  • olbrzymie wsparcie w szpitalu – bardzo dziękuję wszystkim położnym!;
  • nie podawanie niczego innego prócz mojego mleka;
  • wsparcie męża i siostry.

Moje doświadczenia podpowiadają mi, by doradzić przyszłym i obecnym mamom jedno – nie dajcie się zwariować! Każde dziecko jest inne, każda z nas także jest inna. Wszyscy mamy różne potrzeby i różne cele. Jeśli ważne jest dla Ciebie karmienie piersią – rób to. Konsultuj z położnymi laktacyjnymi, słuchaj otoczenia, czytaj informacje w Internecie, ale wyciągaj dla siebie tylko to, co wydaje Ci się zgodne z Tobą i Twoim nastawieniem do karmienia piersią. Z jakichś powodów nie karmisz piersią? Nie możesz? Nie chcesz? Nie będę Cię krytykować, ani pouczać. Sama wiesz, czy robisz to w zgodzie ze sobą, czy wbrew sobie. Czy czujesz, że to dobrze, czy nie potrafisz się z taką decyzją pogodzić.

Najważniejsze to, by dać dziecku jak najwięcej miłości.  A do dawania miłości przecież jesteśmy stworzone wszystkie 🙂

Podziel się: